Erville
secret - część I
Ciekawość to czasami przekleństwo.
I Kuai doskonale się o tym przekonała, gdy znudzona wyszła z nory na poszukiwania przygód. Pierwszy raz wtedy była świadkiem konfliktu w watasze.Zmierzchało. Większość watahy wyruszyła na polowanie, a Kuai pozostała, by opiekować się młodzikami.
Leżała w norze i bacznie przyglądała się śpiącym szczeniakom, gdy z góry dobiegły ją skomlenia i poszczekiwania. Rumor szybko stał się nieznośny i nawet leniwa bestia – innymi słowy Kuai – wyjrzała z nory, by sprawdzić, co się dzieje.
Kilka metrów od nory, zaraz przy urwisku, szarpały się ze sobą dwa wilki. Dwie zabójczo do siebie podobne postacie gryzły się i żadna nie ustępowała.
-Hej! Przestańcie! - wrzasnęła Kuai i jednym zgrabnym ruchem wylądowała pomiędzy walczącymi. Stanęła tak, by jak najbardziej zasłonić słabsze ogniwo.
Schowana za Kuai Howati patrzyła groźnie na Erville. Z oczu oby dwóch wilczyc buchały czyste płomienie nienawiści i Kuai poczuła się niezręcznie, a jej zapał do powstrzymania wader nagle zmalał. Brązowa zerknęła za siebie i upewniła się tym samy, że nie może jeszcze zejść z pola walki, bo inaczej samice znów zaczną skakać sobie do gardeł. Skąd to wiedziała? Bo w oczach Howati dostrzegła czystą chęć zabicia.
-Uspokójcie się! Howati! - Kuai dziabnęła szarą waderę w ucho, by ta się otrząsnęła. Podziałało. Wzrok szarej nieco oprzytomniał.
-Nie wtrącaj się – odezwała się nale Erville swoim głębokim głosem pełnym pogardy. - Wielka Kuai wkroczyła do akcji? Szkoda, że jesteś zbyt słaba, żeby mnie powstrzymać. - Erville jednym ruchem odepchnęła wilczycę w stronę urwiska. Kuai zdołała zahaczyć pazurami o nieduży głaz, jednak Erville zmierzała już w jej kierunku, by zakończyć przedstawienie zepchnięciem brązowej.
-Chodzi ci o mnie! O nikogo innego! Zostaw ją wredna suko! - wrzasnęła Howati. Wskoczyła na grzbiet przeciwniczki i odciągnęła ją od Kuai, dając tym samym wilczycy szansę na wydostanie się z opresji. Szybko wdrapała się z powrotem na skałę i znalazła dla siebie bezpieczne miejsce idealne do obserwacji. Ukryła się za pniem rosnącego nieopodal nory dębu.
Dwie wadery walczyły zaciekle, a Kuai coraz bardziej nienawidziła siebie. Nie mogła nic zrobić, była słaba, a Erville dodatkowo przerażała ją jak nikt inny.
Brązowa straciła przytomność, odczuwając najsilniejszy stres w swoim życiu. Nie wytrzymała napięcia i dziękowała Górnej Ławie za to, że nie musiała oglądać całej walki.
-Kuai? Wszystko w porządku?
-Chyba jeszcze nie doszła do siebie.
-No coś ty? Basus-bystrzak. Ciekawe co widziała. Może wreszcie rozwiąże się wielka tajemnica Erville.
-Pssal, przymknij jadaczkę. Taka walka to zapewne szok, zwłaszcza, że Erville jest wciąż nową dla nas wilczycą i nic o niej praktycznie nie wiemy. Mogła używać mocy...
-Dzięki, że nam to wytłumaczyłeś, Basus. Serio braciszku, nie musisz tak się mądrzyć.
-Heh, już tęskniłam za tymi waszymi sprzeczkami – Kuai uśmiechnęła się słabo, ale otworzyła oczy, by przywitać wszystkich. - Długo spałam?
-Spałaś? Byłaś nieprzytomna kochanie – poprawił Echo i ruchem pyska wskazał zrobioną z drewna miskę wypełnioną wodą. - Reveler, przyniesiesz?
-Dzięki bracie – Kuai zdołała usiąść i poczuła niesamowicie silne pragnienie. Gdy tylko Reveler położył miskę przed łapami wilczycy, ta zaczęła łapczywie pić.
-Powoli – zaśmiał się Alpha, siadając obok poszkodowanej.
-Co z Howati? - spytała szybko, nie przestając pochłaniać orzeźwiającego napoju.
-Leży w drugiej norze. Cedric się nią zajmuje.
-Ale co z nią?!
-Nie krzycz, nie ma takiej potrzeby – parsknął Alpha. - Ma złamaną łapę, straciła też sporo krwi, bo miała troszkę rozerwany bok. Najbardziej mnie ciekawi, gdzie podziewa się Erville...
-Co? Nie ma jej? - zainteresowała się Kuai i przestała pić. Spojrzała z zaciekawieniem na Echo.
-Zniknęła.
Zapadła cisza. Kuai z początku roześmiała się, jednak widząc śmiertelną powagę na pyskach wszystkich obecnych zamilkła i zdezorientowana spojrzała na swoje odbicie w misce, w której wciąż falowała tafla wody.
-Musimy ją znaleźć. To co zrobiła Howati nie może ujść na sucho! - zawołała Kuai po namyśle.
-Z pewnością zdołamy pokonać wilczycę, która jednym ruchem złamała ci dwa żebra – powiedział twardo Echo. Kuai poczuła się, jakby ktoś zdzielił ją ogromnym młotem po pysku.
-Co...? - zerknęła przerażona na swój bok. Faktycznie – miała założony bandaż, a dzięki zdolnościom Cedric i jej wywarom nie czuje bólu. - To nie ma sensu. Nie da się popchnięciem złamać komuś kości!
-Więc dlaczego zdołałam to zrobić?
Słysząc znajomy głos wszyscy obrócili głowy w kierunku wejścia. Przed nimi stała dumnie wyprostowana Erville. Złość zniknęła z jej oczu, jednak atmosfera zgęstniała mimo wszystko. Każdy po chwili był gotowy do ataku...